17 października 2021, 09:32
Nie-codziennik przeszywa moją głowę w pewne niedzielne przedpołudnie, kiedy przegryzam kanapkę wypełnioną mrocznymi obowiązkami.
Niby muszę, niby nie, zatopiona w pogoni myśli kseruje rzeczywistość z czarną plamą pośrodku. Wstaje jedną nogą i prawą reką mocno chcąc i wykonuje machinalne ruchy w kierunku upadającego życia. Euforia odbija się od ścian, rozbryzgując infantylne resztki o moją bluzkę. Gdzieś posrodku niczego, wdrapuje się leniwie i siadam krzyżując nogi na zielonym, atłasowym dywanie. Marzę o chciwości, wypatrując schizofrenię życia bo za ścianą ktoś mocno oddaje swoje pożądanie. W oddali cisza, tak mocno czująca, niczym zapach unoszący się w kiblu, kiedy bezdomny opróżnia swoje nadzieje. Głowa delikatnie osuwa się po ścianach, wyczekując ponętnych melodii. Trochę tańczę, chwytając za rekę rozkosz i uwielbienie. Za oknami ciemność przysłonięta brudną zasłoną. Czuje się niedzielnie, czuje się niecodziennie, czuje się odświętnie.
Jest Niedziela.